Przekład tekstów informatycznych na język polski

Międzymordzie czy interfejs? A może sprzęg lub styk? Początkowo wyboru dokonać niełatwo. Łatwość przychodzi wraz z praktyką. Sądzę, że warto kierować się następującymi zasadami:

  • (a) zasada zrozumiałości słownictwa: stosować terminy będące w powszechnym użyciu
  • (b) zasada wierności semantycznej: tworząc nowe tłumaczenia, wybierać słowa najbliższe znaczeniowo oryginałowi, zwłaszcza jeśli pierwotnie nie używano ich w kontekstach technicznych w języku źródłowym
  • (c) zasada brzytwy Ockhama: jeśli termin angielski A jest synonimem angielskiego słowa B, które ma już tłumaczenie na język polski w postaci słowa C, stosować C jako przekład A
  • (d) zasada wierności syntaktycznej: przy tworzeniu nowych terminów po polsku warto tłumaczyć je tak, by pasowały do kontekstów wiążących się z tymi słowami, z którymi wiąże się termin oryginalny (również pod względem składni)
  • (e) zasada weryfikacji adekwatności: zastępować dotychczasowe polskie odpowiedniki, które są niepoprawne stylistycznie i/lub nieadekwatne stylistycznie poprawnymi i adekwatnymi
  • (f) zasada nietworzenia makaronizmów: nie polszczyć słów obcojęzycznych (w szczególności angielskich), które mają już potoczne odpowiedniki (tj. nie zapisywać fonetycznie słów obcojęzycznych)
  • (g) zasada wyboru bazy terminologicznej: termin A występujący w kilku bazach terminologicznych można oddawać kilkoma polskimi odpowiednikami, zwłaszcza jeśli (1) A jest wyrażeniem wieloznacznym, ale w każdej z baz ma ściśle określone znaczenie, (2) dany odpowiednik A jest zgodny stylistycznie z całością terminologii określonej bazy, (3) rozróżnienia pojęciowe w bazie B nie występują w bazie C

Nie da się ukryć, że ta lista nie jest wyczerpująca ani bezdyskusyjna. Powyższe reguły, co gorsza, prowadzić mogą do sprzecznych rozwiązań. Można sobie radzić z tą niedogodnością, przypisując regułom (a)-(g) różną wagę i wybierać rozwiązanie dyktowane przez ważniejszą regułę. Dużo zależy od własnej inwencji tłumacza, ale także od preferencji jego zleceniodawcy. Niektórzy, na przykład, wolą, jeżeli skróty pozostawia się w wersji oryginalnej. Inni uważają, że je również należy tłumaczyć.

Reguła (f) ma bardzo duże znaczenie. Zakazuje ona tłumaczenia „file” jako „fajl”, „encapsulation” jako „enkapsulacja”, „customize” jako „kastomizować”. Nie należy tworzyć neologizmów w miejsce słów, które już istnieją; przecież chodzi o zrozumiałość tekstu, a nie o jego zbędne rozdymanie makaronizmami. Jeśli ktoś woli pisać w innym języku, niż polski, nie ma przeszkód: nie nazywajmy jednak tego tłumaczeniem! Reguły (f) nie należy również utożsamiać z zakazem używania wszelkich słów pochodzenia obcego i zapożyczeń; ma ona na celu tylko powstrzymać od tworzenia terminów na zasadzie kalki językowej. Niekiedy trzeba posłużyć się neologizmem polskim, aby oddać neologizm angielski; w przypadku jednak słów z języka naturalnego wydaje się to niewłaściwe. Dopuszczalne jest np. dodawanie prefiksu e- do słów polskich (np. e-business tłumaczyć jako ebiznes, e-commerce jako ehandel), co proponuje Wacław Iszkowski (Gazeta Wyborcza, dodatek „Gazeta-Komputer”, 12.06.99). Słowo „e-business” jest bowiem neologizmem (skrótowcem), przeto reguła (f) go nie dotyczy.

Podkreślam szczególne znaczenie zasady (a). Mimo że jest ona oczywista, spotkać można próby wyważania otwartych drzwi. Rozstrzygnięcie konkursu na spolszczanie wyrazów obcojęzycznych w tygodniku „Polityka” na początku września 2000 wskazuje, że nawet po językoznawcach nie można oczekiwać fachowości. Wystarczy przytoczyć dwa przykłady: zaproponowano słowo „listel” (zamiast „poczta elektroniczna”) i „kompirat” (zamiast „haker”; błąd merytoryczny towarzyszy niezgrabności językowej).

Chciałbym dodać, że przez „powszechne użycie” (zasada (a) ) rozumieć należy w szczególności stosowanie terminów w specjalistycznych słownikach. Pierwszeństwo mają tu słowniki wskazane przez zleceniodawcę, ale jeśli występują w nich błędy, należy na to zwrócić naszemu chlebodawcy uwagę. Przy okazji warto przypomnieć, że każda międzynarodowa firma, która musi stale współpracować z tłumaczami, powinna budować własną bazę terminologiczną. W przeciwnym razie tłumacze będą podejmowali decyzję na własną rękę, a jeśli w grę wchodzi duża firma, zlecająca tłumaczenia wielu biurom, pojawią się liczne niespójności w przekładzie.

Na skalę ogólnopolską rolę regulatora terminologii odgrywać powinny Polskie Normy. Niestety, do tej pory słownictwo znormalizowane jest stosunkowo ubogie, a przy tym nie uniknięto poważnych usterek. Liczę jednak na to, że poważne biura tłumaczeń i doświadczeni polscy tłumacze wezmą udział w opracowywaniu nowych norm.

Jednak jeśli danego terminu (oraz jego synonimów) nie ma ani w słownikach, ani w wydawnictwach normalizacyjnych, ani w użyciu, to zasada (a) sprowadza się do postulatu stosowania prostych i zrozumiałych odpowiedników polskich, nawet kiedy są neologizmami. Wynik takiej własnej pracy należy poddać dyskusji, choć trudno mieć nadzieję na ostateczne rozstrzygnięcia, bo dużo zależy tu po prostu od subiektywnych gustów. Najlepiej skonsultować się z uczestnikami list dyskusyjnych dla tłumaczy. Niegdyś najważniejszą rolę odgrywała lista pl.comp.tlumaczenia; potem popularniejsze były pl.hum.tlumaczenia i tlum_inf@groups.yahoo.com. Dzisiaj jednak najważniejszy jest bodaj portal proz.com. Czasem wystarczy dyskusja ze zleceniodawcą lub z innymi tłumaczami, którzy pracują w jednym zespole lub orientują się w danej problematyce.

Reguła (g) stanowi pewne „dopowiedzenie” do zasady (a). Chodzi mi mianowicie o sytuacje, gdzie np. termin backup oddaje się standardowo jako „tworzenie kopii zapasowych”, natomiast w środowisku AS/400 jako „składowanie”. Są to sytuacje całkowicie normalne; niekiedy nawet mogą być szczególne powody stosowania wielu ekwiwalentów jednego terminu oryginalnego.

Tekst prędzej czy później trafi do weryfikatora lub redaktora. Jeśli mamy szczęście, poratuje on nas dobrą radą. Czasem niestety będzie oczekiwał, że tłumacz wymyśli najlepszy termin.

2 odpowiedzi na “Przekład tekstów informatycznych na język polski”

  1. Świetny materiał. Ale też problematyczny. Co to jest wierność semantyczna i kto o niej decyduje? Jeden użytkownik? Grupa użytkowników? Grupa przypadkowa? Zdefiniowana diachronicznie?
    Czy zakres pól semantycznych wyrażeń synonimicznych w jednym języku jest identyczny? A w dwóch różnych językach?

    1. Kto decyduje — może uzus?

      Zgadzam się z uwagami autora tego wpisu, ale programiści (albo „deweloperzy” — nie mogę w komentarzu przekreślić słowa) rzadko zaglądają do takich materiałów 🙂

      W związku z tym uzus wśród programistów jest jaki jest.

      Natomiast uzus wśród tych, którzy stosują programy napisane przez programistów jest czasem zupełnie inny niż programistów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *